CZWARTKOWE MĘSKIE BURGERY + ASIX ODDZIELNIE...
Kiedyś były obiady czwartkowe organizowane przez Stasia Poniatowskiego w Łazienkach. My nie z burżuazji, ale i tak dzisiaj odjebaliśmy spontaniczny obiad czwartkowy. W męskim składzie. Jak kurwa jakieś kojoty... Wracam po pracy. Asix wrzucił zdjęcia burgera na grupę jak je z jakimiś babami, z pracy chyba. Na to Pepe Woźniak: "Może byśmy poszli na burgerka do ĆWIERĆFUNCIAKA?". Zaraz pisze na grupce Martinez czy idziemy do BARU GDAŃŚKIEGO, bo taki był pomysł pierwotny. Na to ja mu dzwonię, że za 5 minut pod ĆWIERĆFUNCIAKIEM. TO taka miejscóweczka naprzeciwko naszego bloku przy ulicy Andersa. Polecali ją nawet właściciele naszego mieszkania, zwłaszcza ARTURITO Rajecki... Martinez zajechał tak zwanym bajcyklem. Gość usportowiony. Wszyscy teraz jesteśmy piekielnie zapracowani, po prostu ludzie pracy. Pot nam wszystkim spływał po pośladkach. Także zasłużył nam się burgeiro wykurwisty. Było po godzinie 18. Weszliśmy do ĆWIERĆFUNCIAKA. Martinez wziął burger BACON CHEESE, Pepe zamówił CHIPOTLE HOT, a ja MURANO ITALIANO. Do picia wziąłem sobie bronxa ZŁOTE LWY, Pepe coś się pojebało i wziął COLĘ (WTF?!), a MArtinez to w ogóle odjebał, bo wziął wodę z flakonu jakiegoś. Usiedliśmy, pogadaliśmy o męskich sprawach. Było po męsku. Zajebiście męsko. Męski czwartek, czwarteczek, czwartunio, czwartolongo. Ok. Cenowo to powiem tak, najtaniej nie jest. Ale nie ma mega dramatu. Najedliśmy się jak wujek Józek na weselu Jacka Kity. Czyli w chuj. Pepe miał pikantnego burgera, aż go parzyło w delikatną buzię słodką. Wczoraj miał lekki trening, bo byli u nas wieczorem Karol i Domcia. Kupili chipsy Lays jakieś ostre w kurwę. Pepe miał więc wprawę. Ja taki burger po włosku, z rukolą i tak dalej. Martini za to, burgerek z bekonem, serem i ogóras tam też był widoczny. Wszyscy mieliśmy też ziemniaczki opiekane, sos śmietankowo-koperkowy i bbq, oraz sałatkę colesław. No, najedliśmy się jak żyd na bar micwie swojego bratanka. Chciałbym mieć bar micwę swoją tak w ogóle. Chyba zrobię we wrześniu... No, ale burgery dobre. Nie była to klasa światowa, wybitna. Cena wysoka, ale można się najeść jak kurwa ukraińska na melanżu Grupy Mokotowskiej. Ja zadowolony, zresztą chyba jak wszyscy. Martinez trochę mniej, ale to przez to, że wziął niepotrzebnie mięso WYSMAŻONE, zamiast MEDIUM jak my wzięliśmy... Nie jest to chyba najlepszy burger w Warszawie, ale zdecydowanie zasługuje na ocenę wysoką. Z drugiej strony w Kielcach jadłem podobne np. w BÓ i cena znacznie niższa, wielkość podobna. No, ale to STOLYCA. Przejdźmy do ocen...
OCENY:
ĆWIERĆFUNCIAK
PEPE WOŹNIAK: 8.3/10
MARTINEZ: 6.5/10
ERDŻEJ: 8/10
ŚREDNIA: 7,6/10
A Asix, to ja nie wiem. Roześmiany babsztyl, poszedł po pracy na burgery i piwko. A nawet trzy!!! Piła z jakimiś dziewczynami, miejmy nadzieję, że to nie były menelki. A ja mam też nadzieję, że zostanie skontrolowana alkomatem w mieszkaniu rodzinnym przez swojego lubego Martineza. Nic nie chciała rozwinąć myśli o swoich burgerach. Była w AIOLI. Nie wiem gdzie. Jadła, smakowało kobitce. Babka seksowna, okulary porzuciła. Teraz tylko szkła kontaktowe. TO się ceni! Widzi burgery teraz doskonale, co gorsza widzi też doskonale Martineza teraz. TO może być początek końca ich związku. ŻARTY, pozdrawiam mojego zioma od boksu- MARTINEZA KLIMKA!!! KOCHAM I ŚCISKAM! NO, burgery zjadła Asia. Mówi, że dobre. I tyle!
OCENA:
AIOLI
ASIX: 8,5/10