ASIX I MARTINEZ MASAKRUJĄ OWOCE MORZA
TO był historyczny dzień. NIEDZIELA, 6 lipca 2020r. Tego dnia Asix i MArtinez stracili dziewictwo. Nie chodzi o seks. Jakiś czas temu papież Franciszek dał im dyspensę na seks przedmałżeński, więc mogą działać. Chodzi o jedzenie owoców morza. Asix miał barierę psychiczną, ale jako, że krytyk kulinarny musi mieć otwartą banię, to ta dzielna dziewczyna przekroczyła swoją strefę komfortu... Dzień był historyczny także z innego względu. Martinez po 3,5 miesiąca wrócił do alkoholu i to w wielkim stylu. Łezka się kręci w oku. Jego abstynencja była czymś nienaturalnym. To tak jakby Przemyt zaczął jeździć Lamborghini Aventador i ruchać modelki Victoria's Secret. No kurwa, nie pasuje. Ale trzymam kciuki za Przemyta... No dobrze, zacznijmy od początku...
Siedzieliśmy se w niedzielę, już mieliśmy iść do wykwintnej restauracji SAN LORENZO przy Jana PAwła. Zmieniliśmy jednak zdanie i wybraliśmy KRAKEN RUM BAR przy ul. Poznańskiej. Nieoczekiwanie pojawiła się nawet moja siostra lambadziara, która akurat wróciła z Poznania, gdzie cały weekend imprezowała z Azjatami. Podobno jeden z tych Chinoli miał na imię HOWAREYOU. Ale chuj z tymi skośnymi... Podjechaliśmy se boltem z jakimś ukrem. Wysiedliśmy, miejsca brak na zewnątrz. Ale nie ma tam szyb, taki styl kubański tej knajpy. Latino. Fajnie, przyjemnie, hipstersko. No i zamawiamy. Wtedy to Martinez obwieścił światu radosną nowinę. POWRÓT DO ALKOO!! Jak to usłyszałem to tak jakby Pan Jezus gołą stópką mnie pogładził po włosach... No, ale dobra. My, czyli chłopy po jednym piwie marki ZŁOTE LWY. Smaczne piwo, któe przywodzi na myśl słodkie wspomnienia z wojaży do Sopotu. Kobity wzięły jakieś drinki seksualne. A do żarcia? Ja i Pepe Woźniak żarliśmy ośmiorniczki na ostro, MArtinez klasyczne ośmiorniczki w sosie aioli, a Asix klasycznie podane krewetki, też z tym sosem aioli. Julka nic nie jadła, bo to biedna pizda. Ale zjadła trochę na krzywy ryj, więc również wystawi ocenę. Ja i Pepe na fantazji wjechaliśmy, bardzo zadowoleni z ośmiorniczek. Dodajmy, że ja, jako znany globtroter, obieżyświat, kosmopolita i pizda bananowa, jadłem w życiu ogrom owoców morza. Miłość tą zaszczepił we mnie bodzentyński baron, Wojciech Jędrzejczyk. Uprzedzę więc recenzje i stanę w obronię KRAKEN RUM BAR. Dla mnie żarełko w KRAKEN RUM BAR było pierwszoklasowe! Asix i MArtinez mieli inne zdanie. Asia to wyglądała jakby miała zaraz zajebać spawa, a MArtinez krzywił się niemiłosiernie. Debiut seafoodowy nie był dla nich wymarzony. Asix? Dziewuszysko męczyło się niemiłosiernie przy tych krewetsach. MArtini był zniesmaczony ilością czosnkowego aromatu w sosie, a ośmiorniczki też mu nie smakowały. Zresztą oddajmy im głos:
MARTINEZ: "BArdzo dobre piwo. A jedzenie? Hmmm. Pozostawia wiele do życzenia. Czosnek, czosnek, czosnek. W chuj czosnku... Ośmiornice były, nie wiem jak smakują. Hmm. Może jak czosnek? Więcej mogę powiedzieć o tym jakie są ośmiornice. Kiepsko się je, gumowate jak żelki. Wygląd nie przekonuje, ale to wiedziałem już przed podaniem. Ocena ośmiorniczek 2, zaś krewetki... Tyle o ile, szału nie robią. Bez głowy i ogonka zostaje 2 cm mięsa (?), ale może to i lepiej. Smak może i ok, ale takie to al dente. Myślałem, że się będzie rozpływać w ustach, a tu zdziwko. Niby cały czas w wodzie, a się nie rozmiękczyło. PARANOJA!"
ASIX: "Ja nie jestem w stanie napisać za dużo, ponieważ na samo wspomnienie robi mi się niedobrze. Drink dobry, bo zimny, ale alkoholu znowu zapomnieli- jakby to powiedział Maciek Maleńczuk. A jedzenie okropne, najgorsze co w życiu jadłam. Fuj ble, ble. Obleśne, fuj!"
No, także tego... Ale w końcu jak już zeżarliśmy to było przed godziną 19. Uznaliśmy, że Wisełka i jakieś alko zdecydowanie trzeba uskutecznić. Zakupione po 200 ml whisky i colka, Julka tylko jakieś piwa. Jak już doszliśy nad VISTULA RIVER to jeszcze pierdolnąłem sobie loda. W sensie zjadłem. Nie, że sam sobie ulżyłem. Nie jestem tak wygimnastykowany. Martinez i Asix zajebali po gofrze. Martinez ujebał wiśnią w żelu wybitnie piękną suknię Asixa. Ale to nic. Najważniejsze, że ich uczucie wciąż praży niebywale. Siedliśmy na schodkach, elokwentnie. Baardzo przyjemne chwile. Whisky kopnęło do głowy. Jak zaczęła się końćzyć łycha, to Julkę wysłaliśmy do sklepu po piwa i fajki. W końcu do czegoś się przydała. Na ogół to osoba bezużyteczna. Mnie i MArtinezowi zajebiście pachniała kiełba z barki jednej przy Wiśle. No to poszliśmy się spytać co i jak. A ta kurwa z obsługi, franca czechosłowacka mówi, że taka przyjemność to koszt 26 złotych! Z czego ta kiełbasa? Z jednorożca?! Martinez w końcu sobie kupił jakąś podrzędną kiełbasę za 18 zł. Dla jasności- dał ocenę 5, a Asix za kęsa kiełbasy daje 8. Przed 23 się zwinęliśmy, no bo jednak w poniedziałek robota. Było fajnie. Zaczepiałem ludzi i wysępiłem sporo fajek po drodze... Podsumowując, Asix i MArtinez chyba już nie zostaną fanami owoców morza. Ja tego nie rozumiem, ale nie wszystko muszę rozumieć. Chuj tam. NAstępnym razem idziemy na nietoperza, albo kurwa na łuskowca. DLa mnie zajebiste ośmiorniczki, Pepe też ocenia wysoko.
KRAKEN RUM BAR
OCENY:
ASIX: 3/10 (2 punkty za drinka, 1 za jedzenie)
JULCZAS: 6.5/10 (degustacja)
PEPE WOŹNIAK: 8.7/10
MARTINEZ: 2.5/10
ERDŻEJ: 8.85/10
ŚREDNIA: 5,91/10